Facebook
Twitter Linkedin

O naturze brexitowych komplikacji

  • Marian Skwara
  • Źródło: England.pl

Według organizatorów demonstracji People's Vote referendum powinno zostać powtórzone, ponieważ dopiero teraz wyszły na jaw fakty na temat kosztów i złożoności Brexitu, o których nie było wiadomo w czasie referendum. Po drugie politycy nie dotrzymali swoic

W dwa lata po unijnym referendum, a na dziewięć miesięcy przed dniem kiedy Wielka Brytania przestanie być członkiem Unii Europejskiej, nadal nie wiadomo według jakiego modelu zostanie ukształtowana przyszła wymiana gospodarcza UK z UE. Sam rząd wydaje się być podzielony, przemysłowe koncerny ostrzegają, że obecna niepewność każe im zwijać interes, a w społeczeństwie rośnie liczba ludzi, którzy chcieliby powtórzenia referendum.

W sobotę 23 czerwca w Londynie, dokładniej w rządowej dzielnicy Westminster, odbyła się wielka demonstracją przeciwników Brexitu żądających drugiego referendum. Hasłem było People's Vote, czyli naród powinien mieć decydujący głos. Organizatorzy podali, że liczba uczestników sięgnęła stu tysięcy. Dali o sobie znać także zwolennicy Brexitu urządzając kilkusetosobową kontrdemonstrację.

Według organizatorów demonstracji People's Vote referendum powinno zostać powtórzone, ponieważ dopiero teraz wyszły na jaw fakty na temat kosztów i złożoności Brexitu, o których nie było wiadomo w czasie referendum. Po drugie politycy nie dotrzymali swoich obietnic dotyczących Brexitu, a do tego pokazują swoją niekompetencje. W negocjacjach i przygotowaniach do opuszczenia europejskiej wspólnoty panuje „kompletny bałagan”, co zapowiada, że skończy się to bardzo źle.

„Kompletny bałagan” w negocjacjach

Z drugiej strony większość uczestników raczej nie wierzy w możliwość doprowadzenia do drugiego referendum. Jak powiedział jeden z nich, „skoro milion ludzi nie powstrzymało premiera Blaira od przystąpienie do wojny przeciw Irakowi, to jakie szanse my mamy?” Chodzi im raczej o pokazanie czerwonej kartki elicie politycznej, która najpierw po „dokonaniu najbardziej tchórzliwej rzeczy w tym kraju”, tj. zarządzenia referendum, obecnie pokazuje swoją nieudolność w negocjacjach.

Z przytoczonymi wyżej ocenami organizatorów antybrexitowej demonstracji współbrzmi opublikowane 21 czerwca ostrzeżenie ze strony koncernu Airbus. W dokumencie Brexit Risk Assessment Memorandum kierownictwo mającego swoją centralę w Tuluzie giganta przedstawiło swoje zaniepokojenie z powodu ryzyka, jakie niesie ze sobą możliwość wygaśnięcia członkostwa UK w UE bez odpowiedniego porozumienia. Opuszczenie zarówno jednolitego rynku oraz unii celnej bez żadnego okresu przejściowego – czytamy w memorandum Airbusa - „doprowadzi do poważnych zakłóceń w brytyjskiej produkcji. Taki scenariusz zmusi Airbus do rewizji planów inwestycji w Wielkiej Brytanii oraz przewartościowania perspektyw obecności w tym kraju, co doprowadzi do poważnego podkopania wysiłków Wielkiej Brytanii dla utrzymania konkurencyjnego i innowacyjnego przemysłu lotniczego, a więc gałęzi zapewniającej miejsca pacy o najwyższych kwalifikacjach.”

Airbus i BMW ostrzegają

Co do przyszłych stosunków między UK i UE memorandum wyjaśnia, że podczas gdy „uporządkowany” Brexit z porozumiem stron jest lepszy od scenariusza bez porozumienia, to jednak obecnie planowany okres przejściowy (który kończy się z grudniem 2020) jest zbyt krótki dla uzgodnienia przez Unię i rząd brytyjski najważniejszych kwestii, oraz także zbyt krótki dla Airbusa dla wdrożenia wymaganych zmian w jego rozległej sieci dostawców.

Tom Williams, jeden z dyrektorów Airbusa, powiedział, że „przy każdym scenariuszu Brexit będzie miał poważne negatywne następstwa dla brytyjskiego przemysłu lotniczego, a dla Airbusa szczególnie. Stąd należy natychmiast przyśpieszyć wypracowanie środków, które złagodzą te negatywne skutki.”

Trudno przecenić znaczenie Airbusa dla brytyjskiej gospodarki. Ten gigant zatrudnia bezpośrednio w UK 15 000 ludzi w 25 zakładach rozrzuconych od Aberdeen w Szkocji do Portsmouth nad Kanałem, z tego 6 000 ludzi w samej Walii. W większości są to zakłady high-tech, a więc technologiczna szpica brytyjskiego przemysłu. Poza wymienionymi 25 zakładami Airbus współpracuje z około czterema tysiącami dostawców, co tworzy sieć zapewniającą pracę dla 110 tysięcy ludzi.

25 zakładów i 400 dostawców

W tym samym tygodniu podobne ostrzeżenie co do konsekwencji brexitowej niepewności wystosował Ian Robertson, szef brytyjskiej części BMW, właściciel zakładów produkującej samochody MINI i Rolls Royce, które zatrudniają 8 000 ludzi. W latach 2012 – 2015 BMW UK zainwestował 750 mln funtów w modernizację zakładów w Oksfordzie, Hams Hall i Swindon.

O naturze brexitowych komplikacji może poświadczyć produkowany w Cowley (Oxfordshire) „kultowy brytyjski samochód” MINI (Mini Cooper), wspomniany wyżej. Jeśli chodzi o części składowe to jest on brytyjski tylko w 40%. Reszta jest produkowana w innych krajach Unii, a w tym kierownica w Rumunii, wał korbowy w Hiszpanii, przednie świata we Francji, tylne światła w Polsce.

Inny przykład komplikacji, które będą musieli rozwikłać negocjatorzy, stwarza różnica między sprzedażą gotowych towarów a sprzedażą usług. Zwrócił na to uwagę 21 czerwca Greg Clark, sekretarz stanu ds. gospodarki (Business Secretary) na forum gospodarczym w Liverpoolu. Dobrą ilustracją tych komplikacji są silniki lotnicze produkowane przez spółkę Rolls-Royce Holdings plc (nie mylić ze wspomnianym wyżej zakładem produkcji samochodów należącym do BMW), które nabywa także Airbus. W tym wypadku sama sprzedaż nie kończy transakcji, ale ją dopiero zaczyna. Rolls-Royce nie zarabia na sprzedaży silników, sprzedaje je nawet poniżej kosztów, czyli ze stratą; zarabia dopiero na serwisowaniu silników, remontach, co rozciąga się na całe dekady. W ubiegłym roku serwisanci z Broughton odbyli 18 tysięcy „osobopodróży” do Tuluzy.

Usługi – największa łamigłówka

Usługi to wartościowo największa część brytyjskiej gospodarki. Greg Clark powiedział: „W 2016 r. wartość naszego eksportu do UE wyniosła 90 miliardów funtów. Jest więcej niż do naszych następnych ośmiu największych partnerów – USA, Szwajcarii, Japonii, Australii, Kanady, Chin, Singapuru i Norwegii – razem wziętych”.

Jak zapewnić, aby ci serwisanci mogli latać do Tuluzy, i gdzie indziej, równie płynnie jak dotychczas, a zyski z serwisowania płynęły do Brougthon, jak to jest teraz? To jest prawdziwe wyzwanie dla brytyjskich negocjatorów. Rząd zewnętrznie prezentuje urzędowy optymizm. Wydaje się, że gabinet Theresy May trzyma się założenia, że Unia tak samo potrzebuje Wielkiej Brytanii jak i na odwrót. I stąd UE w końcu pójdzie na ustępstwa, co pozwoli Brytyjczykom na przysłowiowe angielskie „zjeść ciastko i zachować ciastko”, to znaczy wyjść z Unii, ale zachować wolny dostęp do unijnego rynku. Jak dotąd unijny negocjator Michel Barnier ucina takie opinie jako pobożne życzenia.

Powrót